

Od lat zajmuję się wraz z grupą instruktorów poprawianiem relacji między ludźmi i końmi. Dlaczego bywają złe?
Dlaczego konie nauczone przez nas, żeby same wchodziły do przyczepki kilka dni później zaczynają się jej bać? Dlaczego konie niezbyt przyjazne w boksie po pracy z nami zmieniają się w baranki, a w chwile potem wszystkie złe zachowania wracają jak bumerang?
Bo wielu adeptów jeździeckich nie wie i chyba nie chce wiedzieć „jak działa koń”, on natomiast wie o nas całkiem sporo. Widzi niewprawne ruchy, czuje przyspieszone tętno, napięcie, niepewność albo zapach strachu. Doskonała pamięć, spostrzegawczość i wiedza zakodowana w genach mówią mu – tym osobnikiem trzeba się zająć, bo sobie nie radzi. Potem próbuje wymusić kolejną marchewkę przeszukując nasze kieszenie, a jak jej nie znajduje to „przypadkowo” staje nam na nodze, popycha, straszy. I wie to czego nowicjusz nie zauważa, że właśnie podporządkował sobie człowieka.
Jak te relacje poprawić?
Zaprosić nas do siebie albo przyjechać do nas.
Kilkadziesiąt przeprowadzonych szkoleń; dziesiątki koni, które po wyjściu ze stajni rozglądają się za ukochaną przyczepką, kilkadziesiąt, które przestały gryźć, kopać, zrzucać z siodła albo wyrzucać właścicieli z boku, przestały się płoszyć, wiercić przy wsiadaniu, pędzić pod amazonką albo odmawiać skoku pod jeźdźcem. Najwięcej można się nauczyć na letnich zgrupowaniach, które prowadzę od lat.
Wojtek Ginko
